Autor Wiadomość
aaa4
PostWysłany: Pią 12:36, 14 Wrz 2018    Temat postu: asz

rtin wyszczerzyl zeby w szerokim usmiechu. Garret poczul sie nieswojo, kiedy w jego oczach dostrzegl drwiace iskierki.

-Chodz, chyba wiem, gdzie mozemy miec niezla rozrywke.

Garret jeknal cicho.

-Panie Lowczy, kiedy slysze, jak mowisz o rozrywce, dostaje gesiej skorki.

Martin uderzyl go przyjaznie wierzchem dloni w klatke piersiowa.

-No, rusz sie, dzielny mlodziencze.

Martin ruszyl przodem, a Garret podazyl w pewnej odleglosci za nim. Szli szybko przez las dlugim, swobodnym krokiem, z latwoscia omijajac przeszkody, ktore sprawilyby wiele klopotow ludziom mniej doswiadczonym i obytym z lasem.

Dotarli do niewielkiej otwartej przestrzeni. Zatrzymali sie ostroznie. Daleko przed nimi, w mroku lasu dostrzegli nadciagajacych zwiadowcow Tsuranich. Martin i Garret blyskawicznie skryli sie miedzy drzewa.

-Glowna kolumna jest tuz za nimi. Kiedy dotra do krzyzowki, przez ktora przechodzilo Mroczne Bractwo, jest szansa, ze pojda za nimi.

Garret pokrecil glowa.

-Albo i nie. Ale my oczywiscie dopilnujemy, zeby jednak poszli za nimi, mam racje? - Wzial gleboki oddech. - A co tam, niech sie dzieje, co chce. - Pochylil sie i odmowil krotka, cicha modlitwe do Kilian, Piesniarki Zielonej Ciszy, Bogini Lesnikow. Po chwili obaj zdjeli luki z plecow.

Martin wyszedl z ukrycia na szlak i wycelowal. Garret poszedl w jego slady. Przecierajacy szlak Tsurani, zajeci wycinaniem gestego poszycia, aby ulatwic przemarsz glownej kolumnie, pojawili sie po chwili w polu widzenia. Martin wyczekal, az zolnierze podeszli dostatecznie blisko i kiedy zwiadowca dostrzegl ich, wypuscil strzale. Dwoch pierwszych padlo martwych. Zanim ich ciala dotknely ziemi, w powietrzu poszybowaly juz dwie nastepne strzaly. Martin i Garret wyciagali strzaly z kolczanow na plecach spokojnymi, plynnymi ruchami, zakladali na cieciwe i wypuszczali w strone wroga z niespotykana szybkoscia i celnoscia. Piec lat temu Martin, wybierajac Garreta, nie uczynil tego z litosci czy uprzejmosci. Nawet w oku cyklonu Garret trwal spokojnie na posterunku, wykonywal rozkazy i robil to z wielka dokladnoscia i kunsztem.

Dziesieciu zaskoczonych Tsuranich padlo niezywych na ziemie, zanim zdolali podniesc alarm. Garret i Martin zalozyli luki na plecy i spokojnie czekali. Po paru minutach wsrod drzew pojawilo sie cos, co przypominalo kolorowego weza. Jaskrawe zbroje Tsuranich migotaly posrod listowia. Oficerowie, idacy na czele kolumny, zatrzymali sie w pol kroku, zaszokowani widokiem martwych zwiadowcow. Patrzyli oniemiali na ciala. Po chwili jeden z nich zauwazyl dwoch lesniczych, stojacych spokojnie na sciezce. Krzyknal cos i pierwszy szereg blyskawicznie dobyl broni i biegiem ruszyl do przodu.

Martin wskoczyl w krzaki po polnocnej stronie szlaku. Garret tuz za nim. Przemykali miedzy drzewami. Wojownicy Tsuranich deptali im doslownie po pietach.

Dziki wojenny okrzyk Martina poniosl sie echem przez puszcze. Garret wydzieral sie z podniecenia i radosci, a takze ze strachu. Odglosy pedzacej za nimi hordy wroga wciskaly sie w kazdy zakatek lasu.

Martin prowadzil ich na pomoc, trasa rownolegla do szlaku Mrocznych Braci. Po paru minutach zatrzymal sie. Z trudem lapal oddech.

-Powoli, przeciez nie chcemy, zeby zgubili nasz slad. Garret obejrzal sie. Tsurani nie pojawili sie jeszcze w zasiegu wzroku. Wraz z Martinem oparli sie o drzewo i czekali. Po chwili ujrzeli pierwszego scigajacego, ktory biegl w kierunku odbiegajacym na polnocny wschod od trasy ich ucieczki. Martin popatrzyl z niesmakiem i pogarda.

Powered by phpBB © 2001,2002 phpBB Group